Założyłam smycz Lunie, spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę miasta. Na polu było dość gorąco, więc wybrałam drogę prowadzącą przez las. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam psa, aby sobie pobiegał. Suczka nie oddalała się ode mnie więcej niż trzy metry, więc nie bałam się, że gdziekolwiek ucieknie. Przyspieszyłam trochę tempo, a Luna została w tyle. Skorzystałam z sytuacji i zaczęłam biec przed siebie z wszystkich sił. Po chwili usłyszałam szczekanie i dźwięk dudniących łapek. Odwróciłam się i zaczęłam biec tyłem, wołając:
- Dajesz Luna! Prędzej!
Zaczęłam biec jeszcze szybciej. Nagle poczułam jak smycz oplotła moją nogę. Zachwiałam się, ale w ostatniej chwili ktoś złapał mnie za biodra i postawił na równe nogi.
- Wszystko dobrze?- spytał nieznajomy.
Odgarnęłam z twarzy pasma moich rozpuszczonych włosów. Wtedy zobaczyłam stojącego przede mną, chyba dwa lata starszego chłopaka. Miał ciemno brązowe włosy i piękne, błyszczące, oliwkowe oczy. Nie mogłam od nich oderwać wzroku.
- Em... Umiesz mówić?- zapytał, poprawiając włosy.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i dopiero wtedy zrozumiałam, że nie odpowiedziałam jeszcze na żadne pytanie.
- Tak- oznajmiłam, lekko się rumieniąc.
- Tak, że wszystko dobrze, czy tak, że umiesz mówić?- zaśmiał się.
- Tak, wszystko jest dobrze, a o tym, że umiem mówić przekonałeś się na własnej skórze- odpowiedziałam wysyłając lekki uśmiech.
- To dobrze... Wiesz niecodziennie spotykam biegnące tyłem dziewczyny, które na mnie wpadają i nie mówią przepraszam- rzekł, krzyżując ręce i udając obrażonego.
- Em... Przepraszam- wydusiłam, lekko zmieszana.
- No i od razu lepiej!- stwierdził, uśmiechając się.
Po chwili spuścił wzrok, a ja zrobiłam to samo. Staliśmy tak przez chwilę, patrząc w ziemię, wogóle nie odzywając się do siebie. Wtedy poczułam mokry pyszczek Luny na mojej kostce. Spojrzałam na nią i zdecydowałam zakończyć niezręczna ciszę.
- To jest Luna, mój pies... Luna to jest... Em...- spojrzałam na chłopaka, który bawił się nogą, kamykiem. Gdy usłyszał mój głos, podniósł głowę i powiedział:
- Bartek, a ty jesteś...
- Emanuela- oznajmiłam, uśmiechając się.
- Ładne imię... Takie niezwykłe- stwierdził - Może dasz zaprosić się na lody?- dodał po chwili.
Luna szczeknęła.
- No i twojego pieska, oczywiście.
Popatrzył na mnie, a ja na niego. Nasze spojrzenia spotkały się. Bartek patrzył na mnie jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, tak jakbyśmy się znali od wieków. Tak szczerze nie przeszkadzało mi to. Było to nawet miłe z jego strony. Mimo własnej woli, oderwałam od niego wzrok i zapytałam:
- No to idziemy ... Na te lody?
- Tak, Tak- odpowiedział, jednocześnie kłaniając się do przodu i pokazując ręką, abym szła pierwsza.
- Damy mają pierwszeństwo.
- Och, dziękuję - potwierdziłam, podnosząc lekko koniec pudrowej sukienki i również kłaniając się.
Na końcu całej akcji, spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Przychodzę do was, z drugim rozdziałem mojej książki. Wiem, długo nic nie dodawałam i bardzo z tego powodu przepraszam. Myślę, że spodobała wam się moją praca. Byłabym wdzięczna jeśli napisalibyscie co o tym sądzicie. Postaram się dodać dzisiaj też trzeci rozdział . Dziękuję jeszcze raz za chwilę uwagi.
Komentarze
Prześlij komentarz